Obudziłam się na kanapie przytulona do Bartka. Wieczorem dużo gadaliśmy. Wspólnie stwierdziliśmy, że pojadę do Bełchatowa, zamieszkam u niego. Wszystko było uzgodnione. Wszystkooo! hahhahahahaahhaha.
Oboje coś do siebie czujemy, ale nie chcemy się śpieszyć. Pożyjemy, zobaczymy.
-Co pani sobie życzy na śniadanie? - zapytał
- Coś co zapewne sama zrobię.
-No chyba nie... Dzisiaj ja będę gotował - stanowczo oznajmił, a mnie to mile zaskoczyło
- Hmmm, więc poproszę musli z owocami i jogurtem naturalnym, a do tego świeży sok z pomarańczy.
- Boże! Zachcianki masz jakbyś w ciąży była - zaśmiał się
- Hohhhoohoho. Mówiłeś, że ty dzisiaj rządzi w kuchni. No to do garów. A ja idę pod prysznic.
Matko, jak się zrelaksowałam. Żyję jak królowa.
- Mmmmm.. jak pięknie pachnie - powiedziałam, wychodząc z łazienki owinięta w ręcznik. Weszłam do kuchni.
- Może by się księżniczka ubrała?!- rzucił Bartek i spojrzał się na mnie jak na jakąś rozpieszczoną dziewuchę - A poza tym trochę zmieniłem twoje menu. Zrobiłem pancakes i masz do wyboru z owocami, nutellą albo dżemem.
- Ty to zawsze wszystko po swojemu - powiedziałam co musiałam i poszłam się ogarnąć
Ubrałam się, wysuszyłam włosy, zrobiłam lekki makijaż
- A sok gdzie jest? Sam się chyba nie zrobi?! - nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać, a ten głupek jeszcze do mnie podleciał i zaczął mnie łaskotać - Dobra, dobra rozejm! Przestań już. ok, sama sobie zrobię ten sok - wykrzyczałam śmiejąc się
- No. Ha! Ja to wiem jak cię okiełznać - i oboje wybuchliśmy jeszcze głośniejszym śmiechem
W przyjemnej atmosferze zjedliśmy to pyszne śniadanie.
- Jak ci się siatkówka znudzi to zawsze możesz spróbować sił w gotowaniu - zażartowałam - A tak w ogóle to kiedy wracasz do Bełchatowa?
- No i właśnie tutaj zaczynają się kłopoty..... Muszę być dzisiaj wieczorem - powiedział ze smutkiem
- Takie życie. Ej, ale przyjedziesz po mnie kiedyś?
- No a kiedy chcesz przyjechać do mnie? - spytał
- Wtedy kiedy będę mogła. Ja chcę jak najszybciej, ale wszystko zależy od ciebie.
- To przyjadę po ciebie w weekend. I na spokojnie zabierzemy wszystkie twoje rzeczy.
-Ok. A dzisiaj o której wyjeżdżasz? - zapytałam
- Za jakieś 2-3 godziny, więc mamy jeszcze trochę czasu żeby się powygłupiać - odparł
- OK. Dawaj zagramy w coś na XBoxie - dorzuciłam
- Nie dość, że jutro gram mecz to ty dzisiaj mnie jeszcze męczysz...
- Marudaaaaaaa - powiedziałam, a on spojrzał się na mnie z drwiąco i włączył 'taniec'
- Dobry wybór.
Bawiliśmy się jak małe dzieci, ale było fajnie. Mogłabym robić to codziennie, lecz nie sama, nie z nikim innym, tylko z nim! Wyłącznie z nim.
Skończyliśmy grać po 2 h.
- Muszę powoli się zbierać- powiedział, a nasze miny wyglądały... zapewne tak przerażająco jak .... nawet nie mogę znaleźć porównania.
- Pomogę Ci - i zaczęliśmy zbierać wszystkie rzeczy Bartka.
Skończone! Wszystko spakowane.
- Poczekaj zrobię ci coś dobrego na drogę - powiedziałam i poszłam do kuchni. Wróciłam z kanapkami, jakimiś owocami, cukierkami i kawą w termosie - Masz żebyś mi nie zmarniał - uśmiechnął się, gdy to usłyszał.
Wyszłam z nim pod blok, gdzie stał jego samochód. Zaniósł do niego torbę i jedzenie.
- Hm... a więc do zobaczenia z kilka dni - powiedział
- Tak... Tylko nie płacz tam za mną - zaśmiałam się, ale jemu nie było do śmiechu - Ej, nie obrażaj się. - pocałowałam go w policzek - Buziak na drogę. Jedź ostrożnie, nie wariuj!
- Jakbym słyszał moją mamę.
- To chyba był komplement. - uśmiechnęłam się - No to cześć.
- Do zobaczenia. Uważaj na siebie, nie rób nic głupiego i czekaj na mnie cierpliwie. - i wsiadł do samochodu, podeszłam do niego
- Jakbym słyszała moją mamę hahahahahhaha - powiedziałam.
Odpalił silnik i wyruszył. Wysłał mi jeszcze buziaka na pożegnanie i znikną. Znowu zniknął. Tak jak wtedy na lotnisku. Ahhhhhhh. Kiedyś się spotkamy.. no nie kiedyś. Wytrzymam jakoś te kilka dni.
...............................................................................................................................
I jak ten rozdział? Wercia
Tyle was tu było :DD
czwartek, 27 grudnia 2012
środa, 26 grudnia 2012
"Głupia Wercia"
Cały dzień w centrum handlowym, a noc spędzona w klubie. Rano zabrałam swoje rzeczy od rodziców i zawiozłam do mojego domu w Lublinie.
Resztę dnia spędziłam w moim ukochanym, cieplutkim łóżku, myśląc co mam zrobić. Zostać w Lublinie, czy pojechać do Bełchatowa. No ale jakbym tam pojechała to co? Miałabym mijać się z nim codziennie na ulicy i udawać, że go nie znam. Czy zapomnieć o całej sprawie i dalej się z nim 'przyjaźnić'?
Wyglądałam jak bezdomna... Włosy upięte w luźnego koka, rozmazany makijaż, pidżama za duża o 3 rozmiary. Leżałam i oglądałam telewizję. "Skakałam" po wszystkich kanałach, aż wreszcie wpadłam na jakiś mecz siatkówki. W sumie to nie jakiś. Grała Skra. Nie chciałam tego oglądać. Usłyszałam tylko ' Bartek nie gra z powodów nikomu nie znanych. Prawdopodobnie to kontuzja'. Pomyślałam ' Dobrze mu tak'.
Głupia Wercia. Zamiast cieszyć się życiem i wolnością, marnuje się w łóżku.
Wstałam.
Poszłam do kuchni.
Otworzyłam zamrażarkę.
Wyjęłam ogromne opakowanie lodów czekoladowych.
Polazłam do sypialni.
Wskoczyłam na łóżko.
Oglądałam jakąś żałosną komedię romantyczną i żarłam lody.
Lody się skończyły, pościel - cała wyświniona czekoladą. Postanowiłam zamówić pizzę. Taką najlepszą- taką hawajską :)
Prosto z pudełka smakuje najlepiej.
DOBRA! koniec tego! Wstałam i zaczęłam robić coś z 'chlewem' w moim kochaniutkim domku!
Po pewnym czasie ktoś zadzwonił do drzwi. ok,ok. Otworzyłam. Dziwne. Nikogo nie było. Tylko koperta. Leżała na wycieraczce. Otworzyłam. 'Spotkajmy się o 19 w restauracji na dole'. Nie było żadnego podpisu. Olałam to. Stwierdziłam, że ktoś robi sobie ze mnie jaja.
Ogarnęłam trochę i zabrałam się za kolację. Dochodziła już 19,30. Zastanawiałam się, kto mógł napisać ten liścik.
Kończyłam robić Frittatę, gdy znowu ktoś zadzwonił do drzwi. Nie chciało mi się wstać.
'Nie ma nikogo w domu' - pomyślałam.
Ale ten ktoś nie dawał za wygraną. Przestał dzwonić, zaczął dobijać się! Byłam taka wkurzona. Wstałam. Ze złością otworzyłam drzwi.
- Czego!!!? - krzyknęłam. To co, a raczej kogo zobaczyłam przeszło moje oczekiwania.
- Cześć - powiedział ze stoickim spokojem. Tak! To był ON! To Bartek. - Możemy porozmawiać? Wpuścisz mnie do środka?
- Nie widzę takiej potrzeby - zaczęłam zamykać drzwi, ale ten uparty matoł mi w tym przeszkodził.
Byłam wściekła, zdziwiona, lecz w środku poczułam coś dziwnego. Takie jakby ciepło. Może radość. Nie! Przecież go nienawidziłam... Chyba....
- Proszę- powiedział, jego 'psie' oczy mnie przekonały.
- Dobra. Ale chwila, bo nie mam czasu. - wymamrotałam i w tym momencie zobaczyłam jego walizkę... yy. I właśnie teraz zdałam sobie sprawę, że ostatnio ja zrobiłam to samo co Bartek dzisiaj. Pojawiłam się z nienacka w Bełchatowie, tak jak on w Lublinie. Postanowiłam być nie ugięta.
- Słucham.
- Chciałem powiedzieć tylko jedno słowo: przepraszam. - Nie wiedziałam co zrobić. Zamurowało mnie. Staliśmy przez jakieś 2 min. wpatrzeni w siebie. I wtedy on zaczął wychodzić.
Aaaaaaaaaa!
Co powinnam zrobić?!
Chwyciłam go za rękę.
Odwrócił się.
Nie zdając sobie z niczego sprawy, rzuciłam mu się w ramiona.
- Nie....! To ja przepraszam. Nie potrzebnie zrobiłam ci taką awanturę. - powiedziałam
Znowu patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Tylko, że teraz inaczej. Teraz z taką radością, powiedziałbym nawet, że z miłością. Hmm.... lecz nie wiem dlaczego. Kurde, przecież chciałam się tylko z nim przyjaźnić..........
.............................................................................................................................................
Przez obowiązki domowe przed świętami, trochę odpuściłam sobie bloga. Ale teraz powracam. W ten tydzień postaram się nadrobić. Wercia
Resztę dnia spędziłam w moim ukochanym, cieplutkim łóżku, myśląc co mam zrobić. Zostać w Lublinie, czy pojechać do Bełchatowa. No ale jakbym tam pojechała to co? Miałabym mijać się z nim codziennie na ulicy i udawać, że go nie znam. Czy zapomnieć o całej sprawie i dalej się z nim 'przyjaźnić'?
Wyglądałam jak bezdomna... Włosy upięte w luźnego koka, rozmazany makijaż, pidżama za duża o 3 rozmiary. Leżałam i oglądałam telewizję. "Skakałam" po wszystkich kanałach, aż wreszcie wpadłam na jakiś mecz siatkówki. W sumie to nie jakiś. Grała Skra. Nie chciałam tego oglądać. Usłyszałam tylko ' Bartek nie gra z powodów nikomu nie znanych. Prawdopodobnie to kontuzja'. Pomyślałam ' Dobrze mu tak'.
Głupia Wercia. Zamiast cieszyć się życiem i wolnością, marnuje się w łóżku.
Wstałam.
Poszłam do kuchni.
Otworzyłam zamrażarkę.
Wyjęłam ogromne opakowanie lodów czekoladowych.
Polazłam do sypialni.
Wskoczyłam na łóżko.
Oglądałam jakąś żałosną komedię romantyczną i żarłam lody.
Lody się skończyły, pościel - cała wyświniona czekoladą. Postanowiłam zamówić pizzę. Taką najlepszą- taką hawajską :)
Prosto z pudełka smakuje najlepiej.
DOBRA! koniec tego! Wstałam i zaczęłam robić coś z 'chlewem' w moim kochaniutkim domku!
Po pewnym czasie ktoś zadzwonił do drzwi. ok,ok. Otworzyłam. Dziwne. Nikogo nie było. Tylko koperta. Leżała na wycieraczce. Otworzyłam. 'Spotkajmy się o 19 w restauracji na dole'. Nie było żadnego podpisu. Olałam to. Stwierdziłam, że ktoś robi sobie ze mnie jaja.
Ogarnęłam trochę i zabrałam się za kolację. Dochodziła już 19,30. Zastanawiałam się, kto mógł napisać ten liścik.
Kończyłam robić Frittatę, gdy znowu ktoś zadzwonił do drzwi. Nie chciało mi się wstać.
'Nie ma nikogo w domu' - pomyślałam.
Ale ten ktoś nie dawał za wygraną. Przestał dzwonić, zaczął dobijać się! Byłam taka wkurzona. Wstałam. Ze złością otworzyłam drzwi.
- Czego!!!? - krzyknęłam. To co, a raczej kogo zobaczyłam przeszło moje oczekiwania.
- Cześć - powiedział ze stoickim spokojem. Tak! To był ON! To Bartek. - Możemy porozmawiać? Wpuścisz mnie do środka?
- Nie widzę takiej potrzeby - zaczęłam zamykać drzwi, ale ten uparty matoł mi w tym przeszkodził.
Byłam wściekła, zdziwiona, lecz w środku poczułam coś dziwnego. Takie jakby ciepło. Może radość. Nie! Przecież go nienawidziłam... Chyba....
- Proszę- powiedział, jego 'psie' oczy mnie przekonały.
- Dobra. Ale chwila, bo nie mam czasu. - wymamrotałam i w tym momencie zobaczyłam jego walizkę... yy. I właśnie teraz zdałam sobie sprawę, że ostatnio ja zrobiłam to samo co Bartek dzisiaj. Pojawiłam się z nienacka w Bełchatowie, tak jak on w Lublinie. Postanowiłam być nie ugięta.
- Słucham.
- Chciałem powiedzieć tylko jedno słowo: przepraszam. - Nie wiedziałam co zrobić. Zamurowało mnie. Staliśmy przez jakieś 2 min. wpatrzeni w siebie. I wtedy on zaczął wychodzić.
Aaaaaaaaaa!
Co powinnam zrobić?!
Chwyciłam go za rękę.
Odwrócił się.
Nie zdając sobie z niczego sprawy, rzuciłam mu się w ramiona.
- Nie....! To ja przepraszam. Nie potrzebnie zrobiłam ci taką awanturę. - powiedziałam
Znowu patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Tylko, że teraz inaczej. Teraz z taką radością, powiedziałbym nawet, że z miłością. Hmm.... lecz nie wiem dlaczego. Kurde, przecież chciałam się tylko z nim przyjaźnić..........
.............................................................................................................................................
Przez obowiązki domowe przed świętami, trochę odpuściłam sobie bloga. Ale teraz powracam. W ten tydzień postaram się nadrobić. Wercia
czwartek, 13 grudnia 2012
"Takie tam rodzicielskie wąty"
2 miesiące później
Matura zdana 'śpiewająco', no może do kilku rzeczy mogłabym się przyczepić, ale zawsze mogło być gorzej. Tak, z Bartkiem jestem w stałym kontakcie. Po powrocie do Polski widziałam się z nim kilka razy.
Sezon klubowy.
Bartek gra w Skrze.
A ja składając papiery na studia w Bełchatowie miałam cichą(czyt. OGROMNĄ) nadzieję, że się dostanę i bd mogła codziennie widywać się z NIM.
Boże, jak ja skakałam, jak piszczałam, jak turlałam się po podłodze, gdy przyszedł list w którym było tak pięknie napisane, że się....dostałam :)
Moi kochani rodzice bali się mnie samą puszczać do obcego miasta. Takie tam rodzicielskie wąty. Ku mojemu zdziwieniu kupili mi mieszkanie. Sami z siebie.
A ja składając papiery na studia w Bełchatowie miałam cichą(czyt. OGROMNĄ) nadzieję, że się dostanę i bd mogła codziennie widywać się z NIM.
Boże, jak ja skakałam, jak piszczałam, jak turlałam się po podłodze, gdy przyszedł list w którym było tak pięknie napisane, że się....dostałam :)
Moi kochani rodzice bali się mnie samą puszczać do obcego miasta. Takie tam rodzicielskie wąty. Ku mojemu zdziwieniu kupili mi mieszkanie. Sami z siebie.
Do wyjazdu do Bełchatowa miałam jeszcze jakiś miesiąc. Postanowiłam nic nie mówić Bartkowi przez telefon. Zdecydowałam się pojechać do niego. Ani słowa, to miała być niespodzianka. I chyba mi to wyszło.
Pociągiem wlokłam się dobre 4 godziny. W Bełchatowie złapałam taxi i pojechałam prosto na halę. Wiedziałam, że właśnie mają trening.
Znali mnie tam już. Jak przyjeżdżałam do Bartka, zabierał mnie na treningi.
Weszłam na salę treningową, on rozmawiał z Winiarem. Stał do mnie tyłem. Winiarski zobaczywszy mnie, próbował nie ukazać zdziwienia. Udało mu się to. Podeszłam do Kurka i delikatnie złapałam go za rękę.
- yyy.... Co ty tutaj robisz?!- Stał jakby wryty w ziemię, totalnie zaskoczony.
- Nie cieszysz się - spytałam
- Ciszę się, bardzo, tylko trochę mnie zaskoczyłaś - wymamrotał jakoś tak bez entuzjazmu.
- Muszę ci coś ważnego powiedzieć, ale to potem. Teraz idę obejrzeć swoje mieszkanie. Spotkajmy się w kawiarni koło ciebie o 16.
- Jakie mieszkanie?! Ej, Wera! Stój! - ale ja nie reagowałam.
Zdawało mi się, że on coś przede mną ukrywa. Takie dziwne uczucie. Oczekiwałam innej reakcji z jego strony. No cóż...... przynajmniej mieszkanie zobaczę.
Weszłam do kawiarni.
Czekał.
Usiadłam bez słowa.
Patrzyłam w jego nieziemskie oczy! Ale nie pokazywałam mojego zafascynowania nim.
Milczeliśmy.
Położyłam ręce na stole. On położył swoje na moich.
- To nie tak miało być. - w końcu coś powiedział
- A jak?
-Po prostu nie spodziewałem się ciebie tutaj. Wytłumaczysz mi co tu robisz?
- Po pierwsze: chciałam ci zrobić niespodziankę, po drugie: mam studiować tutaj.
- A mieszkanie?
- No chyba muszę gdzieś mieszkać. - burknęłam
- Ej, a ja?
- A ty? Ty się zmieniłeś - wściekła wybiegłam z kawiarni.
Z płaczem pobiegłam na dworzec. W Lublinie byłam późną nocą, postanowiłam nie wracać do domu. Poszłam do przyjaciółki. Przenocowałam tam. Rano pojechałam do rodziców.
Po tej totalnej załamce postanowiłam się trochę wyluzować. Pojechałam z koleżanką na całodniowy wypad po sklepach. I takiej tam duperele.
Całkiem nieźle się bawiłam. Zapomniałam o tej całej sprawie z Bartkiem....
........................................................................................................................................
Przepraszam za nieobecność.
Do you like this?
Polecajcie znajomym!!! Wercia
czwartek, 6 grudnia 2012
" Jak Serena i Blair z Plotkary"
To mój ostatni dzień pobytu w Hiszpanii. Humorek nie dopisuje, bowiem NIE CHCĘ wracać do Polski. Strasznie podoba mi się w Mardycie. Mogłabym tu zostać na zawsze. Zrobiłam się coraz smutniejsza gdy pomyślałam o Bartku.
Siedzę w szkole mojej hiszpańskiej 'sister', żrę lunch i rozmyślam. Czuję się jakoooś tak dziwnie...... nie da się tego opisać. Z jednej strony cieszę się jak myślę, że wracam do rodziny, a z drugiej jak pomyślę że za 1 miesiąc matura to mnie ciarki przechodzą. ;/
Almudena też była smutna. Uważałam ją za baaaardzo dobrą koleżankę, powiedziałam jej wszystko. Było mi to bardzo potrzebne. Wiedziałam że ona tego nikomu nie wygada, a nawet jeśli to nikt nie będzie mnie kojarzył. Ja i moje przyjaciółki w szkole tworzyłyśmy taką 'elitę' jak Serena i Blair z Plotkary. Więc byłyśmy chamskie dla wszystkich dookoła. Nie mówiłam im wszystkiego co mi leżało na sercu, bo bałam się, że komuś powiedzą. A było to tajne, takie moje. Wygadałam się Almudenie. Było mi z tym megaaaaaaaa dobrze :) Poczułam się taka 'wolna'.
Z Bartkiem miałam kontakt cały czas. Codziennie pisaliśmy ze sobą, gadaliśmy. Ale z dnia na dzień coraz bardziej czułam, że go już nie spotkam.
Jutro rano mamy samolot do Frankfurtu i potem do Warszawy.
Dzisiaj cały dzień zamierzam spędzić z Almudeną, połazimy po Madrycie, może pójdziemy na jakieś zakupy. Oderwę się trochę od tych przygnębiających myśli. ;/
......................................................................................................................................................
Krótkie, wiem. Ale wieczorem będzie kolejny rozdział :) Wercia
Siedzę w szkole mojej hiszpańskiej 'sister', żrę lunch i rozmyślam. Czuję się jakoooś tak dziwnie...... nie da się tego opisać. Z jednej strony cieszę się jak myślę, że wracam do rodziny, a z drugiej jak pomyślę że za 1 miesiąc matura to mnie ciarki przechodzą. ;/
Almudena też była smutna. Uważałam ją za baaaardzo dobrą koleżankę, powiedziałam jej wszystko. Było mi to bardzo potrzebne. Wiedziałam że ona tego nikomu nie wygada, a nawet jeśli to nikt nie będzie mnie kojarzył. Ja i moje przyjaciółki w szkole tworzyłyśmy taką 'elitę' jak Serena i Blair z Plotkary. Więc byłyśmy chamskie dla wszystkich dookoła. Nie mówiłam im wszystkiego co mi leżało na sercu, bo bałam się, że komuś powiedzą. A było to tajne, takie moje. Wygadałam się Almudenie. Było mi z tym megaaaaaaaa dobrze :) Poczułam się taka 'wolna'.
Z Bartkiem miałam kontakt cały czas. Codziennie pisaliśmy ze sobą, gadaliśmy. Ale z dnia na dzień coraz bardziej czułam, że go już nie spotkam.
Jutro rano mamy samolot do Frankfurtu i potem do Warszawy.
Dzisiaj cały dzień zamierzam spędzić z Almudeną, połazimy po Madrycie, może pójdziemy na jakieś zakupy. Oderwę się trochę od tych przygnębiających myśli. ;/
......................................................................................................................................................
Krótkie, wiem. Ale wieczorem będzie kolejny rozdział :) Wercia
sobota, 1 grudnia 2012
"3maj kciuki"
W Madrycie byliśmy późną nocą. Tak jak obiecałam, od razu po wylądowaniu wysłałam do Bartka sms. Z lotniska odebrała mnie dziewczyna u której miałam mieszkać. Bardzo sympatyczna kobitka imieniem Almudena. Była w moim wieku i bardzo przyjemnie się z nią gadało. W drodze do jej domu opowiadała mi o sobie i swojej rodzinie. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że jej tata był zawodowym siatkarzem! Grał nawet w reprezentacji Hiszpanii!!!!! Kurde, nie sądziłam, że coś takiego mi się przytrafi.
Gdy dotarłyśmy do domu, zobaczyłam jej ojca. Rzeczywiście wydawało mi się, że już gdzieś go widziałam. Zaprosił mnie do środka, zjedliśmy kolację i poszłam spać. Rano przy śniadaniu dużo gadaliśmy o siatkówce.
- I heard, you were volleyball player - zwróciłam się do pana Enrique.
- Yes. Who did tell you? - spytał
- Almudena - odpowiedziałam, a ona spojrzała się na ojca z uśmiechem.
I właśnie w tym momencie dostałam sms od Bartka " Cieszę się, że wszystko w porządku. U nas też wszystko super. Dzisiaj mecz o 20.00 kanadyjskiego czasu. 3maj kciuki". Uśmiechnęłam się.
- What's happened? - spytała hiszpanka
- Nothing. That was my friend. He's volleyball player, too.
Po śniadaniu udałyśmy się do szkoły. Czekali już na mnie p. Michał i Ola.
- Jak tam? Pisałaś do Bartka? - Ola musiała wiedzieć wszystko :)
- Tak. Mecz grają o 20.
W szkole zrobiliśmy wszystko co trzeb było zrobić i poszłam do domu. Czekała już na mnie Almudena z rodzicami. Oznajmiła, że zabierają mnie na zakupy do największego centrum handlowego w Madrycie. Byłam wniebowzięta! Ale nagle przypomniałam sobie o meczu. No nic, poszliśmy.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
!! Nigdy nie widziałam czegoś tak wielkiego, było jak Złote Tarasy x 10000 :) W każdym razie mocnooooo zaszalałam. Trochę głupio mi było, że oni za to płacą, no ale tam :P
Udało się! Wróciliśmy do domu 5 min. przed rozpoczęciem meczu. Ale jak to ze mną często bywa zapomniałam o bardzo ważnej sprawie. Mianowicie nie spytałam się Almudeny, czy mają jakiś program, gdzie mogłabym obejrzeć mecz. Zrobiłam to w ostatnim momencie.
- Excuse me, do you have any sports channel where I can watch volleyball match. Polish team' s playing now with Brazil. I really wanna see this.
- Yes, I have. Come on. I' ll watch with you.
Matko, co za ulga!!! Usiadłyśmy i zaczęłyśmy oglądać. W pewnym momencie do pokoju weszli rodzice Almudeny. Byli zdziwieni, że oglądamy siatkówkę.
- Do you like volleyball? -spytał pan Enrique
- Yes, of course. I love it. This's the best sport in the world.
Pokazali Bartka, gdy przygotowywał się do zagrywki. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Pierwsza, druga, a potem już cała masa.
- Why are you crying? -spytała moja hiszpańska koleżanka
- hmm.. just.. - i w tym momencie wskazałam na Bartka- This is Bartek. The same boy which I wrote yesterday. He's my friend. I' m just very sensetive girl and I'm crying cause I miss him a lot. Oh shit, I'm know I' m stupid.
- Your friend is famous volleyball player! Why didn't you tell? I know him. It's Bartek Kurek, one of the best wing-spiker in the WORLD! - no normalnie zaczęła na mnie krzyczeć
Mecz oczywiście wygrany przez naszych chłopców :) Poszłam spać pełna dumy, radości i coraz większej tęsknoty, wgl nie myśląc co będzie następnego dnia.
.......................................................................................................................................................
Żyjecie?! Ciągle wam się podoba? Czy raczej nie? Wercia
______________________________________________________________________________
"Siatkówka to takie puzzle, w których każdy element musi do siebie pasować."
Gdy dotarłyśmy do domu, zobaczyłam jej ojca. Rzeczywiście wydawało mi się, że już gdzieś go widziałam. Zaprosił mnie do środka, zjedliśmy kolację i poszłam spać. Rano przy śniadaniu dużo gadaliśmy o siatkówce.
- I heard, you were volleyball player - zwróciłam się do pana Enrique.
- Yes. Who did tell you? - spytał
- Almudena - odpowiedziałam, a ona spojrzała się na ojca z uśmiechem.
I właśnie w tym momencie dostałam sms od Bartka " Cieszę się, że wszystko w porządku. U nas też wszystko super. Dzisiaj mecz o 20.00 kanadyjskiego czasu. 3maj kciuki". Uśmiechnęłam się.
- What's happened? - spytała hiszpanka
- Nothing. That was my friend. He's volleyball player, too.
Po śniadaniu udałyśmy się do szkoły. Czekali już na mnie p. Michał i Ola.
- Jak tam? Pisałaś do Bartka? - Ola musiała wiedzieć wszystko :)
- Tak. Mecz grają o 20.
W szkole zrobiliśmy wszystko co trzeb było zrobić i poszłam do domu. Czekała już na mnie Almudena z rodzicami. Oznajmiła, że zabierają mnie na zakupy do największego centrum handlowego w Madrycie. Byłam wniebowzięta! Ale nagle przypomniałam sobie o meczu. No nic, poszliśmy.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
!! Nigdy nie widziałam czegoś tak wielkiego, było jak Złote Tarasy x 10000 :) W każdym razie mocnooooo zaszalałam. Trochę głupio mi było, że oni za to płacą, no ale tam :P
Udało się! Wróciliśmy do domu 5 min. przed rozpoczęciem meczu. Ale jak to ze mną często bywa zapomniałam o bardzo ważnej sprawie. Mianowicie nie spytałam się Almudeny, czy mają jakiś program, gdzie mogłabym obejrzeć mecz. Zrobiłam to w ostatnim momencie.
- Excuse me, do you have any sports channel where I can watch volleyball match. Polish team' s playing now with Brazil. I really wanna see this.
- Yes, I have. Come on. I' ll watch with you.
Matko, co za ulga!!! Usiadłyśmy i zaczęłyśmy oglądać. W pewnym momencie do pokoju weszli rodzice Almudeny. Byli zdziwieni, że oglądamy siatkówkę.
- Do you like volleyball? -spytał pan Enrique
- Yes, of course. I love it. This's the best sport in the world.
Pokazali Bartka, gdy przygotowywał się do zagrywki. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Pierwsza, druga, a potem już cała masa.
- Why are you crying? -spytała moja hiszpańska koleżanka
- hmm.. just.. - i w tym momencie wskazałam na Bartka- This is Bartek. The same boy which I wrote yesterday. He's my friend. I' m just very sensetive girl and I'm crying cause I miss him a lot. Oh shit, I'm know I' m stupid.
- Your friend is famous volleyball player! Why didn't you tell? I know him. It's Bartek Kurek, one of the best wing-spiker in the WORLD! - no normalnie zaczęła na mnie krzyczeć
Mecz oczywiście wygrany przez naszych chłopców :) Poszłam spać pełna dumy, radości i coraz większej tęsknoty, wgl nie myśląc co będzie następnego dnia.
.......................................................................................................................................................
Żyjecie?! Ciągle wam się podoba? Czy raczej nie? Wercia
______________________________________________________________________________
"Siatkówka to takie puzzle, w których każdy element musi do siebie pasować."
wtorek, 27 listopada 2012
"Are you fucking kidding me?"
Rozdział 3.
- Ale za to jaka wspaniała! - usłyszałam znajomy głos. Moim oczom ukazał się 2 metrowy mężczyzna.Tak! Tak! To on!
- Matko najświętsza! - wykrzyknęłam
- Nie żadna matka, tylko Bartek :) - usłyszałam jego zabójczy głos
- Nooo.... ale jak to możliwe? Jak ty mnie tu znalazłeś?!
- Oj, to nie była łatwa sprawa. W twoje poszukiwania została zaangażowana cała kadra i większość ochroniarzy na lotnisku.
Stałam wryta w ziemię, spoglądając na niego trochę z podziwem, trochę ze zdziwieniem, ale trochę też ze wściekłością ( sama nie wiem dlaczego)!
- Dziękuję, że odpisałeś.
- Dziękuję, że napisałaś. A teraz porywam Cię.
- Haha! ciekawe gdzie? Za półtorej godziny mam samolot...
- Idziemy na zakupy. Musisz mieć po mnie jakąś pamiątkę
- Po tobie. Zabrzmiało to tak jakbyśmy mieli się już więcej nie spotkać - posmutniałam
- Ej - dotkną ręką mojej mordki - Uśmiech i śmigamy na 'zakupowe szaleństwo'!
- Mówisz zupełnie jak kobieta - zażartowałam, a on spojrzał się na mnie i zaczął się śmiać.
-Chodź, nie marudź!
I poszliśmy. Łaziliśmy trochę po "Duty Free". Wybrałam tyle rzeczy, że bałam się, że nie zostanie mi euro do Hiszpanii. Jednak gdy podeszliśmy do kasy, Bartek wyjął portfel (?!).
- Kupujesz coś? - spytałam
- Tak. Całą masę. Wszystko co trzymasz w rękach. - powiedział, a ja zrobiłam minę w stylu "Are you fucking kidding me?"
- Mowy nie ma!!!!! Ja płacę - dobrze, że kolejka była długa bo mogliśmy się kłócić. Żadne z nas nie chciało ustąpić. - Bo zaraz wszystko odłożę i będę wściekła, bo te rzeczy bardzo mi się podobają!
- Pójdźmy na kompromis. Ja zapłacę za połowę i ty za połowę. Stoi? - zaproponował
Głupio mi było, bo znamy się tylko jeden dzień, a on już chce płacić za mnie. A to nie były małe pieniądze(jak dla mnie).
- Zgada. - nie miałam siły dłużej się z nim kłócić.
Zostało mi mało czasu do odlotu, jakieś 30 minut, ale zgodziłam się pójść z nim jeszcze na kawę. Wybraliśmy kawiarnię z widokiem na samolot, którym miałam lecieć do Hiszpanii. Znowu dużo gadaliśmy. O takich tam 'bzdetach'
- Muszę ci zrobić zdjęcie - powiedział
- Ha! Po co ci! Jestem totalnie niefotogeniczna- zaczęłam się kłócić(znowu)!
- Chcę, zrobię i kropka!
- Ok, ale pod warunkiem, że siebie też dasz sfotografować!
- Wejdź w internet. Tam jest multum moich zdjęć.
- No proszę jak się przechwala, że jest sławny. Z takim podejściem u ciebie to będzie ciężko.
- Dobra, dobra. Żartowałem tylko!
Zrobiliśmy w końcu te zdjęcia :)
- Myślisz, że się jeszcze kiedyś spotkamy? - spytałam
- Pytałaś się mnie w Warszawie i widzisz spotkaliśmy się. Jestem pewien, że się jeszcze zobaczymy.
- Mam nadzieję, że masz rację. - zobaczyłam, że zaczęli już wpuszczać do samolotu- Muszę lecieć. Napiszę, jak wylądujemy ;P - i odeszłam.
Nie da się opisać tego, jak było mi smutno. Zastanawiałam się dlaczego Bartek nic mi nie odpowiedział. :C
W samolocie siedziałam z Olą. Widziała, że mnie coś męczy, nie daje mi spokoju. Znałyśmy się już parę lat i wiedziałyśmy o sobie wszystko.
- Ej, Wercia! Nigdy cię takiej nie widziałam. Co ci? - spytała
- Hmm... Bartek - odpowiedziałam
- Kochaniutka nie chcę cię dobijać, ale zdajesz sobie sprawę, że możesz go już nie spotkać?
Spojrzałam na nią z taką wściekłością, a ona wzięła mój telefon i zaczęła w nim coś szperać.
- Co szukasz?
- ZObaczysz! - i pokazała mi moją tapetę
- Ty wariatko. - tego się po niej nie spodziewałam. Olka znalazła w galerii zdjęcie Bartka, które zrobiłam i ustawiła mi na tapetę - Tego po tobie nie spodziewałabym się nigdy! - Od razu humor mi się poprawił.
.............................................................................................................................
I co podoba się? Mam pisać dalej?! Wercia
__________________________________________________________________
W czasie wolnym najczęściej śpię i odpoczywam, bo muszę przyznać, że jestem lekkim leniuchem.
B. Kurek :)
I poszliśmy. Łaziliśmy trochę po "Duty Free". Wybrałam tyle rzeczy, że bałam się, że nie zostanie mi euro do Hiszpanii. Jednak gdy podeszliśmy do kasy, Bartek wyjął portfel (?!).
- Kupujesz coś? - spytałam
- Tak. Całą masę. Wszystko co trzymasz w rękach. - powiedział, a ja zrobiłam minę w stylu "Are you fucking kidding me?"
- Mowy nie ma!!!!! Ja płacę - dobrze, że kolejka była długa bo mogliśmy się kłócić. Żadne z nas nie chciało ustąpić. - Bo zaraz wszystko odłożę i będę wściekła, bo te rzeczy bardzo mi się podobają!
- Pójdźmy na kompromis. Ja zapłacę za połowę i ty za połowę. Stoi? - zaproponował
Głupio mi było, bo znamy się tylko jeden dzień, a on już chce płacić za mnie. A to nie były małe pieniądze(jak dla mnie).
- Zgada. - nie miałam siły dłużej się z nim kłócić.
Zostało mi mało czasu do odlotu, jakieś 30 minut, ale zgodziłam się pójść z nim jeszcze na kawę. Wybraliśmy kawiarnię z widokiem na samolot, którym miałam lecieć do Hiszpanii. Znowu dużo gadaliśmy. O takich tam 'bzdetach'
- Muszę ci zrobić zdjęcie - powiedział
- Ha! Po co ci! Jestem totalnie niefotogeniczna- zaczęłam się kłócić(znowu)!
- Chcę, zrobię i kropka!
- Ok, ale pod warunkiem, że siebie też dasz sfotografować!
- Wejdź w internet. Tam jest multum moich zdjęć.
- No proszę jak się przechwala, że jest sławny. Z takim podejściem u ciebie to będzie ciężko.
- Dobra, dobra. Żartowałem tylko!
Zrobiliśmy w końcu te zdjęcia :)
- Myślisz, że się jeszcze kiedyś spotkamy? - spytałam
- Pytałaś się mnie w Warszawie i widzisz spotkaliśmy się. Jestem pewien, że się jeszcze zobaczymy.
- Mam nadzieję, że masz rację. - zobaczyłam, że zaczęli już wpuszczać do samolotu- Muszę lecieć. Napiszę, jak wylądujemy ;P - i odeszłam.
Nie da się opisać tego, jak było mi smutno. Zastanawiałam się dlaczego Bartek nic mi nie odpowiedział. :C
W samolocie siedziałam z Olą. Widziała, że mnie coś męczy, nie daje mi spokoju. Znałyśmy się już parę lat i wiedziałyśmy o sobie wszystko.
- Ej, Wercia! Nigdy cię takiej nie widziałam. Co ci? - spytała
- Hmm... Bartek - odpowiedziałam
- Kochaniutka nie chcę cię dobijać, ale zdajesz sobie sprawę, że możesz go już nie spotkać?
Spojrzałam na nią z taką wściekłością, a ona wzięła mój telefon i zaczęła w nim coś szperać.
- Co szukasz?
- ZObaczysz! - i pokazała mi moją tapetę
- Ty wariatko. - tego się po niej nie spodziewałam. Olka znalazła w galerii zdjęcie Bartka, które zrobiłam i ustawiła mi na tapetę - Tego po tobie nie spodziewałabym się nigdy! - Od razu humor mi się poprawił.
.............................................................................................................................
I co podoba się? Mam pisać dalej?! Wercia
__________________________________________________________________
W czasie wolnym najczęściej śpię i odpoczywam, bo muszę przyznać, że jestem lekkim leniuchem.
B. Kurek :)
sobota, 24 listopada 2012
I zniknął (...)
Rozdział 2.
Bartek zaprowadził nas do reszty teamu. Ola nie była tym tak bardzo podekscytowana jak ja, co wywnioskowałam po jej minie.
Podeszliśmy do miejsca, gdzie siedzieli Ziomek, Piter, Igła i Jarski. Widząc jak na nas patrzą, czułam się niezręcznie. Serio!
- Chłopaki! to Weronika i jej koleżanka Ola.
- Hej
- Cześć
- Cześć
-Miło was poznać - mówili kolejno
- yyy... - nie mogłam wydać z siebie ani jednego słowa. Dlaczego?! Zrobiłam z siebie totalną idiotkę!
- Co jest? - spytał Bartek, kładąc rękę na moim ramieniu
- Nic. Po prostu mnie zatkało.
- Nigdy nie widziała takich przystojniaków - zaśmiał się Igła
- Tak, zapewne - powiedziałam i rzuciłam mu 'zabójcze' spojrzenie. ahhahahahahahahha! widziałam, że zrobiło mu się głupio
Przedstawili mi się i zaczęliśmy normalną rozmowę o takich tam pierdołach.
- Wercia, chyba musimy już iść. za 30 min. wchodzimy na pokład. - Ola mówiąc to, przewała chyba najwspanialszą chwilę mojego życia
- Mamy czas - powiedziałam niepewnie
- Tak czy siak ja idę. Zadzwoń do pana Michała i powiedz mu że dojdziesz potem.
- Ok, tak zrobię - zadzwoniłam. Zgodził się na mój 'układ'
- Ej, nie pójdziesz dopóki nie powiesz nam czegoś o sobie- zaszantażował mnie Piotrek
- Ciekawe co? Moje życie do tej pory byłoby chyba na pierwszymi miejscu w rankingu "Najnudniejsze życie Polaka.
- Buhahahha. Tak źle na pewno nie może być. No opowiadaj!
- Kurde.... No więc... mieszkam w Lublinie, lubię siatkówkę, uwielbiam siatkarzy, nawet jeśli są tacy wścibscy i tacy niemili dla kobiet :) Starczy wam?
- Jejku, jaka niedotknięta - znów 'obraził' mnie Igła
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- A i w porównaniu do was, jestem młoda - "odszczekałam" im
- Wiem, że nie wypada pytać kobietę o wiek, ale ile ty masz lat? - odezwał się w końcu Bartek.
- Do czego wy mnie tu zmuszacie! :p w tym roku zdaję maturę.
- To taka młoda nie jesteś - powiedział Bartek
- Osz ty! - połaskotałam go - Strasznie miło było was poznać, ale niestety muszę już lecieć. Hiszpania czeka!
- Długo się tobą nie nacieszyliśmy, niestety. - powiedział Łukasz
- Daj nam przynajmniej swój nr. telefonu - rozkazał Jarski. podyktowałam im, wszyscy zapisali i dali mi swoje.
- Na śmierć zapomniałam! - wyciągnęłam gazetkę o siatkówce - A teraz OBOWIĄZKOWO każdy ładnie się tu podpisze - i dostałam ich autografy
- Bartek nie zapomniałeś o czymś? - chciałam przypomnieć mu o mojej obietnicy
- Nie śmiał bym -poklepał mnie po głowie i poszliśmy.
Trochę musieliśmy przejść, aby dojść do miejsca gdzie czekali p. Michał i Ola. Trochę gadaliśmy. Mówiłam u, że bardzo się cieszę, że go poznałam. (na całe szczęście miałam jego nr. telefonu)
- Dziękuję ci bardzo za te wspaniałe kilka godzin! - dodałam
- Jak bd w Bełchatowie albo gdzieś w pobliżu to zadzwoń, bo nie daruję sobie jak się z tobą jeszcze kiedyś nie spotkam. - powiedział to i pocałował mnie w czoło.
Kompletnie się tego nie spodziewałam. Uśmiechnęłam się do niego nieświadomie.
- Byłam taka podekscytowana tą Hiszpanią, ale teraz wolałabym zostać w Polsce i jeszcze prze te parę chwil móc gadać z tb.
- Wiesz co? Byłaś dzisiaj jedyną dziewczyną, która na mój widok nie krzyczała. Parę nawet zemdlało - szepnął mi do ucha.
- Hahahha! Bo pomyślę, że chcesz żebym była zazdrosna - powiedziałam i zobaczyłam, że prawie wszyscy już weszli. Pożegnałam się ze łzami w oczach! Pomachałam mu i zniknął mi z widoku. Łezka mi się zakręciła.
W samolocie cały czas myślałam o tym co się stało. Przez moment nawet sądziłam, że to mi się śniło.
Mieliśmy lot z przesiadką we Frankfurtcie. Od razu po wylądowaniu wysłałam sms do Bartka " Tęsknię. Chciałabym Cię jeszcze kiedyś zobaczyć. Wercia". aaaaaa! odpisał "Ja też tęsknię. Jesteście już w Madrycie.? Jakoś szybko. " Napisałam, że nie, że mamy przesiadkę we Frankfurcie.
Siedziałam w kawiarni i znów o nim myślałam. W pewnym momencie spiker powiedział, że samolot lecący do Kanady ma opóźnienie i wyleci za 2 h. Uśmiechnęłam się z nadzieją, że może nasi siatkarze będą nim lecieć. Ale po chwili walnęłam się w głowę i na głos powiedziałam:
- Ale ze mnie idiotka.
- Ale ze mnie idiotka.
...................................................................................................................................................................
Już jutro kolejny rozdział :) Wercia
_________________________________________________________________________________
"Tęsknota jest najdokładniejszym sposobem pomiaru siły miłości."
czwartek, 22 listopada 2012
"Błagam Cię nie mów do mnie pan(...)"
Rozdział 1.
Ostatnie zakupy przed wylotem do Hiszpanii. Zaraz wyjeżdżamy do Warszawy. Samolot z Okręcia odlatuje o 18,15. Mama strasznie przeżywa mój wyjazd, chociaż dobrze wie, że p. Michał nauczyciel z którym lecimy do Espanii nie spuści mnie ani razu z oka ;/
W samochodzie ciągle myślałam o tej wymianie. Byłam bardzo podekscytowana, ale zarazem ogromnie przerażona. Towarzyszyło mi dziwne uczcie. Sama nie wiem jak je opisać. Hmmmm.... porównałabym to do wyciągania żołądka z mojego ciała.
Dotarliśmy na miejsce. Znalazłam Olę (koleżankę z którą wyjeżdżałam) i naszego nauczyciela. Pożegnałam się z tatą i zaczęłam odprawę. Po przejściu przez bramki(oczywiście najgorszym momencie pobytu na lotnisku) zostawiłyśmy bagaże przy panu Michale i poszłyśmy rozglądać się po sklepach kafejkach, restauracjach.
Było świetnie. Biegałyśmy, śmiałyśmy się, robiłyśmy zdjęcia. Umęczone naszą głupawką postanowiłyśmy kupić jakieś gazety na podróż. Ja oczywiście wybrałam gazetę o siatkówce! Tak, tak, tak! Był artykuł o naszej wspaniałej reprezentacji, wiele zdjęć siatkarzy i OGROMY plakat całej drużyny. Zapłaciłam i zaczęłam na głos czytać Oli co jest napisane o każdym zawodniku. Szłam czytają i nie widziałam kompletnie nic. Upsss...
- Przepraszam bardzo, ślepota ze mnie! - powiedziałam i spojrzałam na mężczyznę przed mną.
- Nic się nie stało. O widzę, że czyta pani o siatkówce. - odpowiedział i uśmiechnął się.
Dopiero wtedy dobrze się mu przyjrzałam i nie mogłam uwierzyć własnym ślipiom ;p To był Kurek! Nosz ja nie mogę jak mogłam go nie poznać?!
- Po pierwsze nie żadna pani tylko Weronika, a po drugie tak, czytam o siatkówce. Pan się chyba na tym trochę zna - zażartowałam.
- ojoojoj! Grabisz sobie trochę!
- yyy.. racja, zna się pan na siatkówce bardzo dobrze.
- Nie, nie o to mi chodziło! Błagam Cię, nie mów do mnie pan bo czuję się staro. To miałem na myśli! Bartek jestem ;) - uśmiechnął się
- Tak, wiem. A tak w ogóle to co ty tu robisz? Nie powinieneś lecieć teraz do Kanady z reprezentacją?
- Wszyscy są tam - wskazał za siebie
-Yhyhyh - wtrąciła Ola. Ha! Zupełnie o niej zapomniałam
- A tak to moja koleżanka Ola.
-Miło mi się poznać - powiedział Bartek.
-Mnie również.
- hmm.. a wy gdzie lecicie? - spytał
- Na wymianę do Hiszpanii na tydzień. - powiedziała Ola
- Kurde! Ja też chciałbym trochę odpocząć. Może macie ochotę poznać resztę drużyny? - spytał Bartek
- Serio? Możemy?! - odpowiedziałam
- Tak, ale pod jednym warunkiem. Pozwolisz odprowadzić się z powrotem.
- Z wielką chęcią - powiedziałam
- A więc chodźmy, przedstawię wam nas ' Dream Team' - znów zażartował
Rozdział drugi jutro! Jak Wam się podobało? Wercia
Chciałabym przenieść Was trochę w czasie :) Blog będzie pisany tak jakby Kypek grał jeszcze w Bełchatowie. ^-^
A więc.....! Jak już wcześniej wspomniałam bohaterem tego bloga będzie Bartosz Kurek. Wiem, wiem. Pewnie w necie jest multuuuuum 'historii' związanych z TYM siatkarzem. Ale ta jest wyjątkowa, tak przynajmniej sądzę. Szczerze powiem, że pierwsze rozdziały będą oparte na moim wspaniałym śnie ;p
Zaczynam wkrótce. Proszę oceniajcie każdy rozdział w komentarzach i polecajcie znajomym :)
Wercia :)
A więc.....! Jak już wcześniej wspomniałam bohaterem tego bloga będzie Bartosz Kurek. Wiem, wiem. Pewnie w necie jest multuuuuum 'historii' związanych z TYM siatkarzem. Ale ta jest wyjątkowa, tak przynajmniej sądzę. Szczerze powiem, że pierwsze rozdziały będą oparte na moim wspaniałym śnie ;p
Zaczynam wkrótce. Proszę oceniajcie każdy rozdział w komentarzach i polecajcie znajomym :)
Wercia :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)