Obudziłam się na kanapie przytulona do Bartka. Wieczorem dużo gadaliśmy. Wspólnie stwierdziliśmy, że pojadę do Bełchatowa, zamieszkam u niego. Wszystko było uzgodnione. Wszystkooo! hahhahahahaahhaha.
Oboje coś do siebie czujemy, ale nie chcemy się śpieszyć. Pożyjemy, zobaczymy.
-Co pani sobie życzy na śniadanie? - zapytał
- Coś co zapewne sama zrobię.
-No chyba nie... Dzisiaj ja będę gotował - stanowczo oznajmił, a mnie to mile zaskoczyło
- Hmmm, więc poproszę musli z owocami i jogurtem naturalnym, a do tego świeży sok z pomarańczy.
- Boże! Zachcianki masz jakbyś w ciąży była - zaśmiał się
- Hohhhoohoho. Mówiłeś, że ty dzisiaj rządzi w kuchni. No to do garów. A ja idę pod prysznic.
Matko, jak się zrelaksowałam. Żyję jak królowa.
- Mmmmm.. jak pięknie pachnie - powiedziałam, wychodząc z łazienki owinięta w ręcznik. Weszłam do kuchni.
- Może by się księżniczka ubrała?!- rzucił Bartek i spojrzał się na mnie jak na jakąś rozpieszczoną dziewuchę - A poza tym trochę zmieniłem twoje menu. Zrobiłem pancakes i masz do wyboru z owocami, nutellą albo dżemem.
- Ty to zawsze wszystko po swojemu - powiedziałam co musiałam i poszłam się ogarnąć
Ubrałam się, wysuszyłam włosy, zrobiłam lekki makijaż
- A sok gdzie jest? Sam się chyba nie zrobi?! - nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać, a ten głupek jeszcze do mnie podleciał i zaczął mnie łaskotać - Dobra, dobra rozejm! Przestań już. ok, sama sobie zrobię ten sok - wykrzyczałam śmiejąc się
- No. Ha! Ja to wiem jak cię okiełznać - i oboje wybuchliśmy jeszcze głośniejszym śmiechem
W przyjemnej atmosferze zjedliśmy to pyszne śniadanie.
- Jak ci się siatkówka znudzi to zawsze możesz spróbować sił w gotowaniu - zażartowałam - A tak w ogóle to kiedy wracasz do Bełchatowa?
- No i właśnie tutaj zaczynają się kłopoty..... Muszę być dzisiaj wieczorem - powiedział ze smutkiem
- Takie życie. Ej, ale przyjedziesz po mnie kiedyś?
- No a kiedy chcesz przyjechać do mnie? - spytał
- Wtedy kiedy będę mogła. Ja chcę jak najszybciej, ale wszystko zależy od ciebie.
- To przyjadę po ciebie w weekend. I na spokojnie zabierzemy wszystkie twoje rzeczy.
-Ok. A dzisiaj o której wyjeżdżasz? - zapytałam
- Za jakieś 2-3 godziny, więc mamy jeszcze trochę czasu żeby się powygłupiać - odparł
- OK. Dawaj zagramy w coś na XBoxie - dorzuciłam
- Nie dość, że jutro gram mecz to ty dzisiaj mnie jeszcze męczysz...
- Marudaaaaaaa - powiedziałam, a on spojrzał się na mnie z drwiąco i włączył 'taniec'
- Dobry wybór.
Bawiliśmy się jak małe dzieci, ale było fajnie. Mogłabym robić to codziennie, lecz nie sama, nie z nikim innym, tylko z nim! Wyłącznie z nim.
Skończyliśmy grać po 2 h.
- Muszę powoli się zbierać- powiedział, a nasze miny wyglądały... zapewne tak przerażająco jak .... nawet nie mogę znaleźć porównania.
- Pomogę Ci - i zaczęliśmy zbierać wszystkie rzeczy Bartka.
Skończone! Wszystko spakowane.
- Poczekaj zrobię ci coś dobrego na drogę - powiedziałam i poszłam do kuchni. Wróciłam z kanapkami, jakimiś owocami, cukierkami i kawą w termosie - Masz żebyś mi nie zmarniał - uśmiechnął się, gdy to usłyszał.
Wyszłam z nim pod blok, gdzie stał jego samochód. Zaniósł do niego torbę i jedzenie.
- Hm... a więc do zobaczenia z kilka dni - powiedział
- Tak... Tylko nie płacz tam za mną - zaśmiałam się, ale jemu nie było do śmiechu - Ej, nie obrażaj się. - pocałowałam go w policzek - Buziak na drogę. Jedź ostrożnie, nie wariuj!
- Jakbym słyszał moją mamę.
- To chyba był komplement. - uśmiechnęłam się - No to cześć.
- Do zobaczenia. Uważaj na siebie, nie rób nic głupiego i czekaj na mnie cierpliwie. - i wsiadł do samochodu, podeszłam do niego
- Jakbym słyszała moją mamę hahahahahhaha - powiedziałam.
Odpalił silnik i wyruszył. Wysłał mi jeszcze buziaka na pożegnanie i znikną. Znowu zniknął. Tak jak wtedy na lotnisku. Ahhhhhhh. Kiedyś się spotkamy.. no nie kiedyś. Wytrzymam jakoś te kilka dni.
...............................................................................................................................
I jak ten rozdział? Wercia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz