Cały dzień w centrum handlowym, a noc spędzona w klubie. Rano zabrałam swoje rzeczy od rodziców i zawiozłam do mojego domu w Lublinie.
Resztę dnia spędziłam w moim ukochanym, cieplutkim łóżku, myśląc co mam zrobić. Zostać w Lublinie, czy pojechać do Bełchatowa. No ale jakbym tam pojechała to co? Miałabym mijać się z nim codziennie na ulicy i udawać, że go nie znam. Czy zapomnieć o całej sprawie i dalej się z nim 'przyjaźnić'?
Wyglądałam jak bezdomna... Włosy upięte w luźnego koka, rozmazany makijaż, pidżama za duża o 3 rozmiary. Leżałam i oglądałam telewizję. "Skakałam" po wszystkich kanałach, aż wreszcie wpadłam na jakiś mecz siatkówki. W sumie to nie jakiś. Grała Skra. Nie chciałam tego oglądać. Usłyszałam tylko ' Bartek nie gra z powodów nikomu nie znanych. Prawdopodobnie to kontuzja'. Pomyślałam ' Dobrze mu tak'.
Głupia Wercia. Zamiast cieszyć się życiem i wolnością, marnuje się w łóżku.
Wstałam.
Poszłam do kuchni.
Otworzyłam zamrażarkę.
Wyjęłam ogromne opakowanie lodów czekoladowych.
Polazłam do sypialni.
Wskoczyłam na łóżko.
Oglądałam jakąś żałosną komedię romantyczną i żarłam lody.
Lody się skończyły, pościel - cała wyświniona czekoladą. Postanowiłam zamówić pizzę. Taką najlepszą- taką hawajską :)
Prosto z pudełka smakuje najlepiej.
DOBRA! koniec tego! Wstałam i zaczęłam robić coś z 'chlewem' w moim kochaniutkim domku!
Po pewnym czasie ktoś zadzwonił do drzwi. ok,ok. Otworzyłam. Dziwne. Nikogo nie było. Tylko koperta. Leżała na wycieraczce. Otworzyłam. 'Spotkajmy się o 19 w restauracji na dole'. Nie było żadnego podpisu. Olałam to. Stwierdziłam, że ktoś robi sobie ze mnie jaja.
Ogarnęłam trochę i zabrałam się za kolację. Dochodziła już 19,30. Zastanawiałam się, kto mógł napisać ten liścik.
Kończyłam robić Frittatę, gdy znowu ktoś zadzwonił do drzwi. Nie chciało mi się wstać.
'Nie ma nikogo w domu' - pomyślałam.
Ale ten ktoś nie dawał za wygraną. Przestał dzwonić, zaczął dobijać się! Byłam taka wkurzona. Wstałam. Ze złością otworzyłam drzwi.
- Czego!!!? - krzyknęłam. To co, a raczej kogo zobaczyłam przeszło moje oczekiwania.
- Cześć - powiedział ze stoickim spokojem. Tak! To był ON! To Bartek. - Możemy porozmawiać? Wpuścisz mnie do środka?
- Nie widzę takiej potrzeby - zaczęłam zamykać drzwi, ale ten uparty matoł mi w tym przeszkodził.
Byłam wściekła, zdziwiona, lecz w środku poczułam coś dziwnego. Takie jakby ciepło. Może radość. Nie! Przecież go nienawidziłam... Chyba....
- Proszę- powiedział, jego 'psie' oczy mnie przekonały.
- Dobra. Ale chwila, bo nie mam czasu. - wymamrotałam i w tym momencie zobaczyłam jego walizkę... yy. I właśnie teraz zdałam sobie sprawę, że ostatnio ja zrobiłam to samo co Bartek dzisiaj. Pojawiłam się z nienacka w Bełchatowie, tak jak on w Lublinie. Postanowiłam być nie ugięta.
- Słucham.
- Chciałem powiedzieć tylko jedno słowo: przepraszam. - Nie wiedziałam co zrobić. Zamurowało mnie. Staliśmy przez jakieś 2 min. wpatrzeni w siebie. I wtedy on zaczął wychodzić.
Aaaaaaaaaa!
Co powinnam zrobić?!
Chwyciłam go za rękę.
Odwrócił się.
Nie zdając sobie z niczego sprawy, rzuciłam mu się w ramiona.
- Nie....! To ja przepraszam. Nie potrzebnie zrobiłam ci taką awanturę. - powiedziałam
Znowu patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Tylko, że teraz inaczej. Teraz z taką radością, powiedziałbym nawet, że z miłością. Hmm.... lecz nie wiem dlaczego. Kurde, przecież chciałam się tylko z nim przyjaźnić..........
.............................................................................................................................................
Przez obowiązki domowe przed świętami, trochę odpuściłam sobie bloga. Ale teraz powracam. W ten tydzień postaram się nadrobić. Wercia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz