Przywieźli mnie do domu Bartka. Jego rodzice wiedzieli, że mam z nim mieszkać, więc dali mi swoje klucze. Weszłam na klatkę. Otworzyłam drzwi. Wlazłam do domu. Rzuciłam swoje torby koło drzwi. Siadłam na kanapie i zaczęłam ryczeć. Płakałam jak małe dziecko, sama nie wiedziałam dlaczego. Zachodziłam się z płaczu. Tusz spływał mi po policzkach. Zastanawiałam się nad moją przyszłością. Nie wiedziałam nic na jej temat. Byłam totalnie podłamana. Wstałam. Wyjęłam z walizki kosmetyczkę i poszłam do łazienki. Ogarnęłam się. Włączyłam radio i zaczęłam słuchać - jakby tego wszystkiego było mało - dołujących piosenek. Po chwili stwierdziłam, że dłużej takiej bezczynności nie wytrzymam. Ubrałam się i wyszłam na miasto. W kuchennych szafkach i lodówce panowała totalna pustka, więc postanowiłam wybrać się do jakiegoś marketu.
Podjechałam na parking, wzięłam koszyk, weszłam do środka i zaczęłam rozglądać się po sklepie. Nie miałam głowy nawet do zrobienia zwykłych, głupich zakupów. Wrzuciłam jakieś najpotrzebniejsze duperele i poszłam do kasy.
- Razem 422.83 zł - powiedziała kasjerka.
WOW! Zamurowało mnie... przecież wzięłam tylko 'kilka' najpotrzebniejszych produktów.
- Dziękuję - zapakowała wszystko i wyszłam.
Zakupy zaniosłam do samochodu. Wróciłam do budynku. Postanowiłam połazić po jakichś butikach, żeby na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. Kupiłam parę ciuchów, weszłam do sklepu z butami. I wtedy zadzwonił mi telefon.
- Halo?
- Weronika! Przyjeżdżaj do szpitala, teraz! - usłyszałam mamę Bartka
- Ale co się stało?
- Przyjeżdżaj! Nie ma czasu!
Wybiegłam jak najszybciej mogłam, wsiadłam do auta. Ruszyłam w stronę szpitala. Nie miałam pojęcia o co chodzi. Bałam się. Postanowiłam zadzwonić do Michała, myślałam, że może on coś wie.
- Cholera! - nie odbierał, próbowałam dalej... na marne...
Bałam się jeszcze bardziej!!! Zadzwoniłam do Aleksa.
- No mamo!! - ten też nie raczył odebrać. Serce waliło mi jak szalone!
Szybko podjechałam na parking przy szpitalu. Wzięłam torbę i wybiegłam, zapomniałam nawet zamknąć auta. 'Pędziłam' przez szpitalne korytarze. Weszłam na salę, gdzie leżał Bartek.
Zamurowało mnie. Serce stanęło. Oczy nie mogły uwierzyć w to co widziały...
- Dzień dobry - wydusiłam z siebie, kiwnęłam głową w stronę rodziców mojego przyjaciela.
____________________________________________________________________________
Znowu mnie długo nie było. Ale to przez to, że nie widziałam co pisać. Moje paluchy nie chciały klepać w klawiaturę..
Lubicie to? Czy nie?! Wercia
no nareszcie :P
OdpowiedzUsuńRozdział świetny tylko czemu skończyłaś w takim momencie ? :P ^^
Czekam na następny i mam nadzieję, że będzie szybciutko :P
Życzę weny i pozdrawiam :*
K. :)
Hah! Dziękuję bardzo :) Skończyłam w takim momencie żeby wam wszystkiego nie zdradzić. Mówiąc wszystkiego mam na myśli coś co chyba będzie punktem zwrotnym ;p
Usuńw takim momencie? :< coś Ty zrobiła z Bartkiem? szyybko dodawaj kontynuację, bo strasznie jestem ciekawa, co z nim. mam nadzieję, że to nic poważnego.
OdpowiedzUsuńpoinformuj mnie, jeśli możesz - http://nad-przepasciaa.blogspot.com/
Pozdrawiam :)
Fajny blog ;p Zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/