Tyle was tu było :DD

piątek, 10 maja 2013

'Nie chcę tego uczucia'

- Przepraszam, mogłaby mi pani znaleźć te damskie koszulki tylko rozmiar M - usłyszałam i mnie zamurowało, odwróciłam się. Tak, to był on. Jaśniepan Bartosz, Staliśmy wpatrzeni w siebie przez dobrych kilka minut.
- Nie wiedziałem, że  tutaj pracujesz. - powiedział, a ja spojrzałam się na niego obojętnie i zaczęłam szukać bluzek.
- Już. - podałam mu kilka klubowych koszulek - Zapraszam do kasy. Płaci pan 255 zł.
- a więc tak! Teraz będziemy udawać, że nic między nami nie było, że się nie znaliśmy? - rzucił
- Nie, nie będziemy udawać... Nie będziemy udawać, dlatego że tak jak sam wcześniej stwierdziłeś NIC MIĘDZY NAMI NIE BYŁO. Kartą czy gotówką?
- Co?!
- Pytam czy płacisz kartą, czy gotówką. - mlasknął i podał kartę. Zapadła niezręczna cisza, było słychać tylko kasę fiskalną, ale w sumie w lepsza ta głupia cisza niż jego żałosne gadanie!
- Przepraszam za tą sprawę z mieszkaniem.. - WOW! Nie wierzyłam własnym uszom xd
- Nie musisz przepraszać. Nasze kontakty są tylko czysto firmowe, zakładając, że wrócisz do klubu. - gdy to usłyszał spojrzał się tak... tak jak podczas naszego pierwszego  rozstania na lotnisku. Ahh.. kocham to spojrzenie. TFU, kurde, co ja wygaduję! Nie! Nie chcę tego uczucia. NIE! Po co on wgl tu przychodził...
- Dziękuję za zakupy i - powinnam powiedzieć 'zapraszam ponownie' ale nie chcę go więcej widzieć' - i żegnam Pana - zakończyłam.

- Mam żarcie. Zbieraj się powoli, ja muszę do prezesa na chwilkę - powiedział Aleks i zniknął tak szybko, że gdy się odwróciłam jego już nie było
- la la la la la la la - zebrałam swoje duperele i czekałam na niego przy wyjściu z hali.

- Możemy iść - rzucił Aleks otwierając drzwi
- No to szybko, bo umieram z głodu!

Wieczorem zrobiliśmy sobie dzień lenia. Oglądaliśmy filmy i obżeraliśmy się jakimiś 'świństwami'.
- Nie chcesz mi czegoś powiedzieć? - zapytał Aleks
- yyyy.... eeem... nie?
- A kto Cię dzisiaj odwiedził w sklepie?
- Skąd wiesz?!
- Od władz najwyższych! Co chciał?
- Kupował koszulki.
- Tsaaa... tyle?
- No tak - nie widziałam sensu opowiadania mu o tej całej rozmowie
- Skoro tak to.... dlaczego się kłóciliście?
- Nie kłóciliśmy się tylko głośno rozmawialiśmy - zaprotestowałam, a on spojrzał się na mnie tak: o.O - Przysięgam!
- Dobra, dobra!
- Ej. Znowu mam wyrzuty sumienia.
- co?
- No, że zwaliłam Ci się tak na głowę! Jutro zacznę szukać mieszkania, pomożesz?
- Nie. - nie spodziewałam się takiej odpowiedzi
- Okej, dzięki - odparłam
- Nie pomogę, bo nie chcę, żebyś się wyprowadziła. Fajniej tu z tobą, niż samemu siedzieć całe dnie.
- Hhahahahahhahahahahah. Przecież nie przeprowadzę się na drugi koniec Polski .... chyba.
- Co powiedziałaś, małpiszonie?
- Że na pewno zostanę w  Bełchatowie.
- Dokładnie to usłyszałem! hhahahhaha- zaczęliśmy się śmiać oboje

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Komentować!!!!!!!!!
Jak widzę, że są jakieś komentarze, to nawet jeśli nie mam czasu, to po nocy siedzę i coś piszę. Ale jak komci brak to nie mam żadnej motywacji!

KOMENTUJCIE, OCENIAJCIE, POLECAJCIE, UDOSTĘPNIAJCIE!!!!!

Wercia

niedziela, 14 kwietnia 2013

'Nie wybuchł huraoptymizmem'

Prezes zaprowadził mnie do mojego miejsca PRACY! Dosyć małe pomieszczenie, ale za to jakie wyposażenie!!! Cały pokój z gadżetami SKRY. Marzenie każdego kibica.
- No to tak. Tutaj jest twoje biurko, komputer służbowy, telefon oraz - sięgnął po coś - twoje stroje do pracy - podał mi ogromną torbę. Wyciągnęłam z niej multum klubowych ubrań.
- WOW. To podoba mi się zdecydowanie najbardziej - uśmiechnęłam się
- A no i oczywiście twój identyfikator. Na każdy mecz masz wejście za darmo - dokończył p. Konrad
- Coraz bardziej lubię tą pracę.
- Idź się przebierz w 'skrowy' strój. Tam jest toaleta, a tam kuchnia - wskazał oba pomieszczenia -  Jak nie będzie dużego ruchu, możesz skoczyć na lunch do kawiarni. Ja niestety muszę już lecieć. Powodzenia - zakończył.
- Dziękuję bardzo.
Przebrałam się, poszperałam trochę w biurku, uruchomiłam komputer i udawałam, że pilnie pracuję. Co chwilę ktoś przychodził, oglądał, kupował, także... no pierwszy dzień mogę zaliczyć do udanych.

- Do której pracujesz? - spytał Aleks wchodząc do sklepiku
- Jeszcze godzinę - powiedziałam, spoglądając na zegarek
- Poczekam na ciebie - wszedł i usiadł obok mnie, zaczął bawić się moją koszulką, śmiał się jak dziecko
- Coś nie tak?
- Wręcz przeciwnie! Wszystko świetnie. Powiem Ci szczerze, że pasuje ci to ubranie.
- Ach... no wiem. hahahahha. Ale wiesz co? Mam lepszy pomysł! Zamiast siedzieć tutaj godzinę i mi przeszkadzać, mógłbyś pojechać i kupić nam coś na obiad.
- Indyjskie, włoskie, chińszczyzna? - zaproponował
- Sushi. Oj.. jak ja zjadłabym sushi.- powiedziałam, a Aleks skrzywił się, gdy tylko usłyszał 'sushi' - Nie mów mi, że nie lubisz sushi!
- Nie no jest okej.
- No i dobrze. To spadaj, weź na wynos i jakbyś był taki miły to możesz po mnie wrócić.
-Mhmmm.
- Mhmmm tak czy mhmmm nie? - zaśmiałam się
- Wrócę - wymamrotał.
Widziałam, że na wieść o sushi nie wybuchł huraoptymizmem. No ale cóż. Ja tam się cieszyłam :D

- Hejka. Jak tam wrażenia po pierwszym dniu pracy? - zobaczyłam prezesa
- Całkiem dobrze.
- Całkiem?
- Nie, nie :D hahhaha. Świetnie.
- No, mam taką nadzieję. - odparł mój szef - Mam do ciebie jedno pytanie.
- Śmiało - odparłam
- Wiesz może co u Bartka? Jak się czuje, kiedy wróci - tego się nie spodziewałam
- yyyy... Nie mam z nim kontaktu od dłuższego czasu, ostatnio, gdy byłam u niego w szpitalu, zaczynał przypominać sobie co nieco.
- Czyli..... wy nie jesteście już razem?
- hah. My nigdy nie byliśmy razem. Bartek ma teraz nowe życie, nową starą dziewczynę. Nie przyjaźnimy się już.
- Oj moje drogie dziecko -  prezes pogłaskał mnie po ramieniu - Nie oszukujmy się. Wszyscy wiemy jacy wy byliście ze sobą bardzo blisko. ' Tylko przyjaciele'  nie jeździliby ciągle 300 km., żeby się zobaczyć.
- Nawet jeśli coś było, to już nie ma i nie będzie. - odwróciłam się
- ahh... dobrze. Możesz już iść do domu.
- Czekam na Aleksa.
- Ale przecież chłopaki skończyli już trening.
- Tak, tak. On pojechał po coś do zjedzenia.
- hah - prezes uśmiechnął się. - Do zobaczenia jutro
- Do widzenia. - powiedziałam i siadłam. Znowu zaczęłam myśleć o Bartku. - Kurde, ogarnij się dziewczyno - powiedziałam sama do siebie, wyjęłam telefon z kieszeni, aby sprawdzić, która jest godzina i zobaczyłam, że mam wiadomość - ' Muszę jeszcze coś załatwić na mieście. Będę po ciebie za godzinę'. Super. Musiałam czekać na Aleksa jeszcze godzinę.Wstałam i zaczęłam układać bluzki na półkach. Usłyszałam tylko jak ktoś wchodzi do sklepu, nawet nie chciało mi się odwrócić xd

-----------------------------------------------------------------------------
Sorki, że przez tak długi czas nic nie dodawałam, ale się leniłam w Grecji :D
Czytajcie! Polecajcie :D
Moją dalszą motywacją do pisania będzie więcej komentarzy. Na razie jest TYLKO 40!!!
Wercia

niedziela, 24 lutego 2013

'moja pierwsza zachcianka'

Wszystko zaczęło się układać. Od poniedziałku zaczynam pracę, a w sobotę idę na uczelnię. Będę pracować w sklepiku Skry. Marne pieniądze, ale zawsze na jakieś moje zachcianki starczy.
Z Alksem dogadujemy się świetnie. Nie sądziłam, że będzie tak dobrze.
- Łaaaa! Wstawaj małpiszonie! - krzyknęłam i rzuciłam w niego poduszką.
- Jezuu - głowę schował pod kołdrę
Wskoczyłam na łóżko i siadłam koło niego.
- Czy książę raczy podnieść swoje pośladki?!
- Jeszcze 10 minut - powiedział
- Mowy nie ma! Wstawaj!! - zepchnęłam go na podłogę.
Podniósł się, oparł łokciami o łóżko i spojrzał na mnie 'pijanym' spojrzeniem.
- Jeśli mnie uszkodzisz, trener nas zabije - powiedział poważnie.
Nie wytrzymałam. Zaczęłam się śmiać, tarzać. Totalnie mnie to rozwaliło. Po chwili Aleks zaczął śmiać się ze mną. Zdałam sobie sprawę z tego, że mam niesamowitego przyjaciela, któremu mogłam powiedzieć wszystko.
-  Ej.
- Co jest?
- Chyba muszę ci coś powiedzieć...
- Weź gadaj, bo zaczynam się bać!
- I powinieneś. .... Za 5 minut widzę Cię w kuchni, albo nie żyjesz!
- Ty to potrafisz człowieka przyprawić o chwilową śmierć - zaczęliśmy się śmiać
- No proszę cię! Nie po to wstałam tak rano i zrobiłam taki syf, żebyś ty teraz marudził i nic nie zjadł.
- Pozwól mi się tylko ubrać.
- 5 minut.
Na śniadanie zrobiłam (nie chwaląc się) przepyszne 'gofery' - mój specjał
- mmm... jak przytyję to przez ciebie - rzucił Aleks
- Spalisz na treningu. A tak właściwie to o której macie?
-  emm...
- Nie mówi mi, że nie pamiętasz!
- Nie no wiem. ... 9! Tak na 9! Na 100!
- Świetnie. Jadę z tobą.
- Ej, no co ty? Przecież całkiem mi nie po drodze! - powiedział sarkastycznie
- Ohohohooh. Bardzo śmieszne. A tak w ogóle mam dla ciebie jeszcze jedną megaaa wiadomość!
- Jaką?
- aaa
- Mów!!!!
- Sprzątasz po śniadaniu - powiedziałam wybiegając z kuchni.
- W takim układzie jutro ja robię śniadanie!
- Trzymam cię za słowo - krzyknęłam z pokoju
Wychodząc z mieszkania zastanawiałam się jak będzie wyglądać mój dzień w pracy.

Z innymi pracownikami w hali znałam się, można powiedzieć dobrze. Bywałam tam często. Zawodnicy, trenerzy, ochroniarze, prezesi. Z każdymi zamieniłam już tyle zdań, że głowa mała.

Była godzina 8,45, gdy weszliśmy z Alksem do 'Energii' cali rozchahani.
- Bry prezesie - przywitałam się z p. Piechockim
- Cześć. Witam serdecznie.
- Oto ja. Zwarta i gotowa sprzedawać gadżety fanom najlepszego klubu na świecie -  odpowiedziałam, zaśmiał się
- Coraz bardziej cię lubię, Weroniko.
- O nie nie! Proszę mi mówić Wercia. Taka tam moja pierwsza zachcianka. - zażartowałam
- Ostrzegam! Będzie ich więcej - wtrącił Aleks
- Ej! - walnęłam go z łokcia.
- Ty młody zmykaj na trening, a ciebie, Werciu - uśmiechnął się prezes - zapraszam za mną.
Mój pierwszy dzień pracy zapowiadał się świetnie!!!

_______________________________________________________________________
Jak tam? Co tam? Podoba się?! Wercia

niedziela, 17 lutego 2013

'Dlaczego nie jesteś w domu...'

Pojechałam do domu i zaczęłam się pakować. Byłam taka zdołowana, ale jednocześnie wściekła na siebie. Miałam ochotę się zabić. Naprawdę! Wszystkie spakowane torby postawiłam przy drzwiach wyjściowych. Wyrwałam kartkę z notatnika i napisałam : "Drogi Bartku! Nie bój się, już więcej nie zakłócę wam spokojnego życia. Postaram się, żebyś mnie więcej nie zobaczył. Weronika"
Wyszłam. Nie wiedziałam dokąd pójść. Fu*k! To była najważniejsza sprawa o jakiej zapomniałam. Moje mieszkanie nie było puste, więc nie mogłam tam pójść. Torby spakowałam do bagażnika, zamknęłam samochód i polazłam przed siebie. Doszłam do pobliskiego parku i usiadłam na ławce. Siedziałam na ławce załamana. Głupia ja. Nie ma to jak użalać się nad sobą...
Po dłuższej chwili namysłu zadzwoniłam do Aleksa. On mieszkał sam. Pomyślałam, że może przygarnie mnie na kilka dni.
- Hejka
- O siemka Werciu! Co tam słychać - mówił bardzo dobrze po polsku, bo od kilku lat uczy się tego języka
- Mam taką sprawę. Kurde, głupio mi trochę, ale... mogłabym pomieszkać u ciebie przez kilka dni?
- No pewnie! Nie ma powodu dla którego powinno być ci głupio. Przyjeżdżaj.
Wróciłam do samochodu i ruszyłam. Do Aleksa miałam jakieś 5 minut.
- Wchodź szybko, bo zmarzniesz - rzucił od razu gdy wysiadłam z auta
Weszłam, rozebrałam się, postawiłam torby na korytarzu.
- Ale czy to na pewno nie będzie problem? - spytałam
- No chyba sobie żartujesz?! - krzyknął - Nie zdajesz sobie sprawy jak nudne może być mieszkanie samemu. Ja mam lepsze pytanie! Dlaczego nie jesteś w domu Bartka?
- To ty nic nie wiesz?
- Nie. A powinienem coś wiedzieć?
- Myślałam.. a zresztą.
- Chodź robię kawę i wszystko mi opowiesz - zaproponował
- Wspominał ci kiedyś Bartek o jego byłej dziewczynie Monice?
- Coś mi się kiedyś przewinęło o uszy.
- Wyobraź sobie, że postanowiła do niego wrócić! - gdy to powiedziałam, Aleks 'wywalił oczy' ze zdziwienia - Gdy byłam u niego w szpitalu, zobaczyłam jak miziała się z nim. W sumie nie o to mi chodzi.
- Yhhymm - wtrącił Aleks
- No serio. Byliśmy tylko przyjaciółmi. SŁUCHAJ! Monika zaczęła robić mi wyrzuty, że jakim prawem ja mieszkam w ich wspólnym domu..
- W ich domu!? - znowu i przerwał
- Tak, dokładnie tak powiedziała ' w moim, znaczy naszym domu'. Rodzice Bartka powiedzieli żebym mieszkała tam jak długo zechcę, ale ona znowu zaczęła krzyczeć. Darła się, że do jutra ma mnie tam nie być!
- A to zdzira - krzyknął
- Powiedz mi na co to wszystko? Na co tyle godzin spędzonych w podróży z Lublina do Bełchatowa, z Bełchatowa do Lublina? - wzruszyłam się, a on przytulił mnie. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć.
- Spójrz na mnie - podniósł moją głowę i spojrzał mi głęboko w oczy - Ona nie może zmienić twoich relacji z Bartkiem. On sobie wszystko przypomni. Obiecuję ci!
- A co jeśli nie? Gdzie ja będę mieszkać? Moje mieszkanie jest już wynajęte... - pytałam zdruzgotana
- Zostaniesz u mnie.
- Nie. Mowy nie ma! I tak przylazłam tu praktycznie znienacka ...
- Cicho! Zostajesz. Nie ma innej opcji - nie dał mi dokończyć.
Zostałam u niego na noc. Nie wiedziałam co będzie później. Nie chciałam o tym myśleć. Za bardzo mnie to dołowało.
..........................................................................................................................................
hmm... Mam wielką prośbę do moich czytelników!!! Jeśli podoba wam się mój blog, komentujcie moje posty. Pozytywnie, ale chętnie zobaczę też jakieś negatywy, co wam się nie podoba, co jest przewidywalne itp. Lubicie? To obserwujcie mnie.
Buziaczki Wercia

wtorek, 12 lutego 2013

'Poczekaj! Stój! Wróć tu!'

To co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Między mną, a Bartkiem było ' to coś' , oboje to stwierdziliśmy, ale też oboje postanowiliśmy się nie spieszyć. Chcieliśmy przez najbliższy czas być tylko baaaardzo dobrymi przyjaciółmi.
W sumie to nie powinnam być zazdrosna. O co?
Po wejściu na salę  zobaczyłam Bartka, uśmiechniętego, siedzącego o własnych siłach na łóżku....., a przy nim jakąś kobietę. Zdałam sobie sprawę, że to jego dziewczyna. Tylko ... tylko dlaczego mi nic mi wcześniej nie powiedział?!!!
- O co chodzi? - spytała z taką złością jakbym była przestępcą, który włamał się do szpitala czy coś takiego
- yyyy.. - nie mogłam z siebie nic wykrztusić - przyszłam odwiedzić Bartka. Jest moim... znaczy mieliśmy wypadek razem i ... - zaczęłam się tłumaczyć jakbym rzeczywiście była przestępcą - A pani kim jest?
- Monika. Dziewczyna Bartka - miałam rację ;/
- Była dziewczyna - poprawił ją tata Bartka
- Mogę cię na chwilkę poprosić - zwróciła się do mnie pani Kurek
Wyszłyśmy przed salę.
- Monika to była dziewczyna Bartusia. Zerwała z nim po tym jak przeniósł się do Bełchatowa. Przez pierwszy sezon nie grał praktycznie w pierwszej 6 i nie był zbyt popularny, więc postanowiła znaleźć sobie bogatszego i popularniejszego. Teraz nagle znowu się ' zakochała'.
- A on ją pamięta?
- Niestety tak. Przypomniał sobie bardzo dużo.
- aaa... - chciałam zapytać czy może mnie też.
- Przykro mi, ale nie - mama Bartka wiedziała dobrze o co mi chodziło -  Mi też nie podoba się to, że oni są razem.
- Ale... ale ja nie mam nic przeciwko. Przecież my się tylko przyjaźnimy, a przynajmniej przyjaźniliśmy. - Łza popłynęłam mi po policzku, jego mama pogłaskała mnie po ramieniu - Moje drogie dziecko! Wiem o wszystkim. Bartek mi powiedział o waszej rozmowie - spojrzałam na nią z delikatnym uśmiechem.
Do sali weszła pielęgniarka, poszłam za nią, aby spytać się kiedy go wypiszą.
- Jeśli będzie tak dobrze jak jest, powinien być w domu w sobotę. - powiedziała
- Weronika, zostań u niego tak długo jak chcesz. Po wypisie, Bartek od razu jedzie nas do domu i będzie tam co najmniej 2 tygodnie.
- Nie, nie chcę robić kłopotu - odparłam
- Jak to? O co chodzi? Dlaczego ja nic nie wiem? - wtrąciła Monika
- Może, dlatego że pojawiłaś się znikąd - odczekał jej tata Bartka
- Jakim prawem ta kobieta mieszka w naszym mieszkaniu?! - zwróciła się do Bartka - Co to ma znaczyć?
- yy... no ja... ja.. - nie wiedział co powiedzieć.. nie pamiętał
- Weronika i Bartek mieli razem mieszkać.. - pomogła mu mama
- O nie! Nie ma mowy! Do jutra ma cię nie być w moim, znaczy naszym mieszkaniu - Monika krzyczała na mnie, gestykulowała bardzo zamaszyście..
- Nie będziesz decydować o życiu naszego syna - teraz głos podniósł tata Bartka
- Hahhahaha! Proszę Cię staruszku... Bartuś powiedz im coś - jak ona mogła tak powiedzieć do taty Bartka, nie rozumiałam jej wgl!!!
- Uspokójcie się! - Bartek wreszcie się odezwał.
Wybiegłam z sali, krzycząc zza drzwi :
-Jutro mnie tam nie będzie!
- Poczekaj! Stój! Wróć tu! - wołał mnie
Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Chciałam uciec, ale widziałam, że nie mogę...

____________________________________________________________________
Uhuhuhuhu! Co się stanie z bohaterami?!!!
Chcecie wiedzieć?!
...
...
...
Musicie poczekać do środy :) Wercia

niedziela, 10 lutego 2013

'WOW! Zamurowało mnie'

Przywieźli mnie do domu Bartka. Jego rodzice wiedzieli, że mam z nim mieszkać, więc dali mi swoje klucze.  Weszłam na klatkę. Otworzyłam drzwi. Wlazłam do domu. Rzuciłam swoje torby koło drzwi. Siadłam na kanapie i zaczęłam ryczeć. Płakałam jak małe dziecko, sama nie wiedziałam dlaczego. Zachodziłam się z płaczu. Tusz spływał mi po policzkach. Zastanawiałam się nad moją przyszłością. Nie wiedziałam nic na jej temat. Byłam totalnie podłamana. Wstałam. Wyjęłam z walizki kosmetyczkę i poszłam do łazienki. Ogarnęłam się. Włączyłam radio i zaczęłam słuchać - jakby tego wszystkiego było mało - dołujących piosenek. Po chwili stwierdziłam, że dłużej takiej bezczynności nie wytrzymam. Ubrałam się i wyszłam na miasto. W kuchennych szafkach i lodówce panowała totalna pustka, więc postanowiłam wybrać się do jakiegoś marketu.
Podjechałam na parking, wzięłam koszyk, weszłam do środka i zaczęłam rozglądać się po sklepie. Nie miałam głowy nawet do zrobienia zwykłych, głupich zakupów. Wrzuciłam jakieś najpotrzebniejsze duperele i poszłam do kasy.
- Razem 422.83 zł - powiedziała kasjerka.
WOW! Zamurowało mnie... przecież wzięłam tylko 'kilka' najpotrzebniejszych produktów.
- Dziękuję - zapakowała wszystko i wyszłam.
Zakupy zaniosłam do samochodu. Wróciłam do budynku. Postanowiłam połazić po jakichś butikach, żeby na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. Kupiłam parę ciuchów, weszłam do sklepu z butami. I wtedy zadzwonił mi telefon.
- Halo?
- Weronika! Przyjeżdżaj do szpitala, teraz! - usłyszałam mamę Bartka
- Ale co się stało?
- Przyjeżdżaj! Nie ma czasu!
Wybiegłam jak najszybciej mogłam, wsiadłam do auta. Ruszyłam w stronę szpitala. Nie miałam pojęcia o co chodzi. Bałam się. Postanowiłam zadzwonić do Michała, myślałam, że może on coś wie.
- Cholera! - nie odbierał, próbowałam dalej... na marne...
Bałam się jeszcze bardziej!!! Zadzwoniłam do Aleksa.
- No mamo!! - ten też nie raczył odebrać. Serce waliło mi jak szalone!
Szybko podjechałam na parking przy szpitalu. Wzięłam torbę i wybiegłam, zapomniałam nawet zamknąć auta. 'Pędziłam' przez szpitalne korytarze. Weszłam na salę, gdzie leżał Bartek.
Zamurowało mnie. Serce stanęło. Oczy nie mogły uwierzyć w to co widziały...
- Dzień dobry - wydusiłam z siebie, kiwnęłam głową w stronę rodziców mojego przyjaciela.

____________________________________________________________________________
Znowu mnie długo nie było. Ale to przez to, że nie widziałam co pisać. Moje paluchy nie chciały klepać w klawiaturę..
Lubicie to? Czy nie?! Wercia


poniedziałek, 21 stycznia 2013

'Zbieraj się księżniczko '

Kilka dni byłam przykuta do łóżka.... Potem mogłam już wybierać się na krótkie 'spacery' po szpitalu. a on cały czas leżał. Gdy przychodziłam do niego, zaczynał piszczeć. Krzyczał, że przychodzi do niego ktoś obcy, że go chce go porwać, okraść... Przerażało mnie to. Z dnia na dzień miałam coraz większą nadzieję. Myślałam, że jak będę przychodzić do niego codziennie to sobie mnie przypomni... przeliczyłam się.

Rodzice Bartka starali się mu mnie przypomnieć. Opowiadali mu jak się poznaliśmy, powiedzieli kilka słów o mnie, ... ale na marne.

ZAŁAMAŁAM SIĘ!!!
Leżałam w tym obskurnym szpitalu już dobre kilka, a może nawet kilkanaście dni.
- Jutro wieczorem wypiszemy panią do domu - powiedział lekarz
- Dobrze. W końcu  - mój humor był tak dziwny, że nie wiem jak go nazwać. Było już późno. Chciałam położyć się spać, ale nie mogłam usnąć. Wzięłam książkę, którą podrzucił mi Alek i zaczęłam czytać „Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi. Zanurzam się w wodzie, która ma płowy kolor rozkopanej gleby. Każdy oddech dusi. Nie ma niczego, czego można by się przytrzymać, niczego, w co można by się wbić pazurami. Nie ma wyjścia, trzeba odpuścić. Odpuścić. Poczuć wokół siebie ciężar, poczuć kurczenie się płuc, powoli narastające ciśnienie. Pozwolić sobie na to, by opaść głębiej. Nie ma nic, tylko dno. Nie ma nic, tylko smak metalu, echo dawnego życia i dni, które zlewają się w ciemność.”
Tak się czułam. 

Następnego dnia przyjechali po mnie Winiar i Alek.
- Zbieraj się księżniczko - powiedział Michał, wchodząc do sali
- Gotowa jestem. Czekam na was cały dzień.  - odpowiedziałam - Tak, wiem.
- CO? - spytał Alek
- Wiem, że chcecie wziąć moje torby - zaczęli 'tarzać' się ze śmiechu
- Pacz ty! Jaka pewna siebie - powiedział pan M. :D
- Możecie iść do samochodu. Ja muszę jeszcze coś załatwić. Wracam za 10 min. - i poszłam.
Musiałam do niego zajrzeć, zobaczyć go chociaż przez chwilę. 
Stanęłam przy wejściu do jego sali. Położyłam rękę na szybie i się rozmarzyłam. Marzyłam, żeby wreszcie sobie o mnie przypomniał
- Pani wejdzie do środka. Pacjent śpi jeszcze - powiedział lekarz, przechodzący obok mnie.
Weszłam. Leżał. Rzeczywiście spał. Podeszłam do niego. Dotknęłam jego ręki. Cicho powiedziałam ' Jeszcze mnie sobie przypomnisz". Łza pociekła mi po policzku. I nagle otworzył oczy! Spojrzał się na mnie, uśmiechnął i zamknął.  Wyszłam. 
- Załatwiłaś już wszystko? Możemy jechać? - spytał Winiar
- Tak. Wynośmy się stąd.
- A co z Bartkiem? - spytał Alek
- Nie pytaj. - ruszyliśmy 
................................................................................................................................
Sorry, że takie krótkie. w tym tygodniu dodam dłuższe.
Komentujcie! Piszcie co sądzicie. Zmierzą się z krytyką :D
Wercia